Kilka historii z życia wziętych

Jeden z pierwszych dni pracy w nowym biurze. Zapytałem asystentkę, czy byłaby tak miła i zrobiła mi kawę. Spojrzała na mnie dość znacząco i powiedziała: Każdy tutaj robi sobie kawę sam – i kwaśno dodała "panie dyrektorze". Spojrzałem na nią uprzejmie i powiedziałem: Rozumiem. Więc będę pierwszą osobą, dla której Pani zrobi kawę. Odeszła obrażona.

Kilka tygodni później, na spotkaniu kierownictwa, pytam dyrektora finansowego, jak to możliwe, że 7 z 10 uzgodnionych zadań z poprzednich spotkań wciąż pozostaje niezrealizowanych. Ona spokojnie spojrzała na mnie i powiedziała: Nie czytam protokołów ze spotkań.

Na spotkaniu z pracownikami produkcji starałem się cierpliwie wyjaśnić, że obecnie po prostu nie mogę podnieść wynagrodzeń pracownikom produkcji, ponieważ nie ma na to pieniędzy. Jeden z pracowników operacyjnych spojrzał na mnie ze zdumieniem i powiedział: "Ale może Pan pójść do banku i pożyczyć pieniądze na ten cel". Patrzyłem na niego przez chwilę, by sprawdzić, czy mówi poważnie... potem zrozumiałem. Nie, to nie żart. On mówi poważnie.

Tak mógłbym wymieniać dalej. Z perspektywy czasu uważam to za zabawne. Ale nie wtedy. Wtedy po raz pierwszy doświadczyłem na własnej skórze znaczenia słowa anarchia "w pełnej okazałości". Bezprawie.

Ponadto centrala walczyła z oddziałami. Kierownictwo było aroganckie w stosunku do pracowników operacyjnych. Komunikacja była w martwym punkcie. Gdziekolwiek nie spojrzałem, wszędzie był jakiś problem.

Co ty byś zrobił w takiej sytuacji?