Nie rozumiem tego...
Rozmawiam z właścicielem firmy, której aktywa wynoszą około 100 mln, a obroty sięgają 50-70 mln.
Ma ponad 60 lat, sam prowadzi firmę. Jego syn nie jest zainteresowany dołączeniem do firmy, idzie własną drogą w życiu – co jest w porządku, widziałem kilka zrujnowanych losów synów/córek, którzy żyją życiem biznesowym swoich rodziców zamiast własnym.
To, czego nie rozumiem, to decyzja obecnego właściciela o stopniowym ograniczaniu i zakończeniu działalności firmy.
Właściciel nie ma nikogo, komu mógłby przekazać firmę. Prowadzenie firmy jest dla niego coraz większym obciążeniem.
Jest wielu właścicieli, którzy chcą sprzedać firmę w trybie przyspieszonym.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że widzą pewną bezradność. Nie chcą już robić tego sami i nie potrafią ustawić tego w firmie w taki sposób, tak, aby podczas bieżącego monitorowania firma działała również bez ich bezpośredniego zaangażowania w jej funkcjonowaniu.
Takie jest nasze zadanie i nasza praca:
1. powołamy kierownika-dyrektora spółki, którego zadaniem jest zarządzanie kierownicze spółką
2. wraz z właścicielem nasz nadzorca ustala również mechanizm kontroli zarządzania dla kierownictwa, w tym kontroli naszego tymczasowego menedżera/dyrektora
3. kiedy firma jest funkcjonalna i nie opiera się ani nie upada wraz z osobą właściciela, to zamierzamy ją sprzedać (jeśli właściciel jest nadal tym zainteresowany, co zazwyczaj tak nie jest)
Ma to jakiś sens?