Wspomnienie

Jestem dziś w nieco sentymentalnym nastroju, wracam trochę do przeszłości.

Było to 4,5 roku temu. Właśnie przyprowadziłem dzieci z przedszkola i tak sobie pomyślałem, co za fajny dzień.

Wkrótce potem dzwoni telefon. Jeden z V.I.P. ludzi w regionie jest na drugim końcu. Mówi, czy mógłbym przyjechać i z nim porozmawiać...

Kilka dni później wchodzę do wystawnego "foyer" przed jeszcze bardziej majestatyczną salą konferencyjną. Ku mojemu zaskoczeniu, przy stole siedzą cztery osoby.

Bez wahania przeszli od razu do sedna sprawy.

Mamy problem w naszej firmie. Rozmawiali o tym tak swobodnie i spokojnie, że odniosłem wrażenie, że "to nie będzie nic wielkiego". To, co nastąpiło później, zaparło mi dech w piersiach.

Firma, o której mowa, zarządzała aktywami o wartości ponad 10 miliardów. Gdzieś po pewnym czasie jej kierownictwo – mówiąc bez ogródek – zaczęło żyć własnym życiem. W tym obecnie odchodzący dyrektor generalny, który nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić.

Czy może nam Pan pomóc? – pytają

Zadanie? Odpowiem.

Przejąć na jakiś czas stanowisko dyrektora statutowego, ustabilizować firmę pod względem kadrowym i operacyjnym oraz zbudować profesjonalny zarząd, aby to, czego dziś doświadczamy, nigdy się nie powtórzyło. A z czasem zobaczymy, co będzie dalej.

Przełknąłem cicho. Pomyślałem, że ktoś popełnił błąd. A nie byłem to ja.

Dlaczego ja, pytam.

Ponieważ Panu ufam, V.I.P. odpowiada.

Ile mam czasu do namysłu?

Trzy dni, dowiaduję się.